Ale owa dzianinka merynosowa.... Wspaniała. Wszystkie zalety wełny ma, za to nie gryzie. Nic a nic. Ba nawet, bym powiedziała że ona jest milsza niż bawełna.
Z tego więc kawałka materiału matka uszyła: podkoszulkę synowi (wyszła koślawa ale po domu pod bluzkę da się nosić), legginsy sztuki 3 o różnych długościach nogawek dla "nowego dziecia" oraz otulacz.
Otulacz to takie cudo, które zakłada się na pieluchę i jeśli owa pielucha przesiąknie, to ubranka pozostają suche. Wełna ma właśnie (po zalanolinowaniu) taką właściwość, iż wilgoci dalej nie przepuszcza. Oto on:

Legginsy wyglądają cudacznie - to zamierzone. W końcu między nogami dziecko ma pieluchę i owe matczyne koślawe gacie mają to uwzględnić. Szwy również są zewnętrzne celowo, aby od środka nic nie gryzło.

Oj Matka szaleje. Fajne wszystko. Ja do szycia talentu niestety nie posiadam.
OdpowiedzUsuńpodoba mi sie tutaj. zostawiam slad po swoich odwiedzinach i zapraszam na mojego bloga www.agaphcia.blogspot.com, zglaszam rowniez ze linkuje u siebie twojego bloga. buziaczki.
OdpowiedzUsuń